Powieść Podrzuckiego jest zakończeniem dobrze przyjętej przez czytelników i krytyków trylogii Yggdrasil. Profesja autora (jest mikrobiologiem) zdaje się gwarantować solidniejsze podstawy naukowe do fantazjowania, i tak jest rzeczywiście. W tomie trzecim nareszcie wyjaśnia się zamysł autora, ważniejsze wątki fabularne zostają zamknięte, choć niektóre zostały potraktowane po macoszemu.
Jest to SF, która ma ambicje być jednocześnie klasyczna i nowoczesna – klasyczna w schematach fabularnych (pościgi, ucieczki, statki kosmiczne, wreszcie scjentyzm jako światopogląd, choć dość umiarkowany) ale i nowoczesna – cyberpunkowe gadżeciarstwo, nanomaszyneria, neurotransfery osobowości. Rozpasana biologia, wykreowana przez człowieka, wymyka się spod kontroli, a algorytmy nanomechanizmów odpowiedzialnych za olbrzymie megastruktury – Drzewa – dokonują samoistnej autoewolucji.

Cykl Podrzuckiego moim zdaniem stoi dokładnie pośrodku pomiędzy odmóżdżaczami w rodzaju Ziemiańskiego a zamóżdżaczami w rodzaju Dukaja, powinien zatem spodobać się każdemu miłośnikowi rodzimej SF, zarówno tej „rozrywkowej”, jak i „problemowej”.
(recenzję pisałem w październiku 2010)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz