sobota, 22 stycznia 2011

Marek S. Huberath - Balsam długiego pożegnania

Książka ta jest zbiorem opowiadań pisarza z Krakowa, „w cywilu” będącego pracownikiem naukowym Uniwersytetu Jagiellońskiego (co najmniej doktorem). Obok Dukaja jest to z całą pewnością najwybitniejszy twórca polskiej tzw. „problemowej” fantastyki, czyli aspirującej do czegoś więcej niż łubu-dubu w kosmicznych albo pseudośredniowiecznych dekoracjach (nie mam nic przeciwko łubu-dubu od czasu do czasu, ale zachowajmy proporcje).

Zbiór jest trochę nierówny, opowiadania w nim zawarte powstawały na przestrzeni dwudziestu lat. Pierwsze z nich, „- wrócieeś Sneogg, wiedziaam…”, powstało w połowie lat osiemdziesiątych i wygrało Literacki Konkurs Fantastyki z… „Wiedźminem” Sapkowskiego, który w tym samym konkursie zdobył jedynie trzecie miejsce (utwór Huberatha był pierwszy). Było to wyraziste opowiadanie, z nurtu fantastyki katastroficznej, z dziećmi - upośledzonymi mutantami w roli głównej, naładowane olbrzymią dawką emocji i będące wyrazistym sprzeciwem przeciw nieetycznej inżynierii społecznej, wspomaganej przez biotechnologię. Brak happy endu, lakoniczność godna Hemingwaya czy Cormaca McCarthy’ego – taka SF musiała zwrócić na siebie uwagę.

W kolejnych latach okazało się, że utwory Huberatha wciąż są przepełnione śmiercią, światami skonstruowanymi wedle skrajnie totalitarnych reguł – ale, paradoksalnie, nawet w takich światach możliwe jest ocalenie człowieczeństwa. Im dalej, tym więcej u krakowskiego autora eschatologii i teologii, ale tu też widać pewien postęp – stopniowo, od fascynacji „piekielnych” (Kara większa), zaczął on kreślić fantastyczne wizje raju, a przynajmniej jego przedsionka (opowiadanie „Balsam długiego pożegnania”, napisane stosunkowo niedawno).

Najlepszym utworem zbioru jest wspomniana „Kara większa” – wizja piekła jako obozu koncentracyjnego i jednocześnie sowieckiego łagru zostaje w czytelniku na długo, i jest to niewątpliwie piekło na miarę XX wieku. Sprytnie autor też rozegrał dylemat związany z wiecznością kary (choć tu zostawił pewną furtkę) i stosunkiem do tegoż naszej psychiki – w końcu nie ma takiego cierpienia, do którego nie można się przyzwyczaić, i nie ma takiej nagrody, która by się nie znudziła. A czy można opuścić piekło? Jeśli piekło i czyściec nie są przestrzennie rozdzielone (tu Huberath pozwala sobie na teologiczne spekulacje – co mu wolno, jako fantaście) i jeśli my sami… ale tu zapraszam do lektury. Do tegoż czyśćca trafiają też - na chwilę - dzieci, na których dokonano aborcji – – pomysłem na to, co się z takimi, nieochrzczonymi przecież dziećmi dzieje, Huberath uprzedził późniejsze, oficjalne orzeczenie Kościoła na temat losu dzieci nieochrzczonych.

Oczywiście, nie jest to SF dla każdego – dla niektórych będzie tu zbyt dużo religii, zbyt dużo cierpienia, zbyt dużo różnych dołujących klimatów, czasem przypominających spotęgowany PRL. Taka fantastyka naukowa pisana z pozycji chrześcijańskich, piętnująca „demoniczność” pewnych ustrojów społecznych, nieufna wobec idei naukowego postępu i wyrażająca przekonanie, że największe cierpienie ma sens – takiej filozofii nasz nowy, wspaniały i kolorowy świat stara się do siebie nie dopuścić .

(recenzję pisałem w czerwcu 2010)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga