
Kto chce, może się czepiać – sądy nad historią i ludźmi są dość jednoznaczne, zdrajca to zdrajca, bohater to bohater, nie ma tu dzielenia włosa na czworo, a w pewnych przypadkach przemoc jest – niestety! – uzasadniona, choćby po to, by zapobiec większej przemocy (polecam roztrząsający podobne dylematy serial 24 godziny). Dla części naszych wykształciuchów będzie to podejście, ehem, „faszystowskie”, ale dla tej inteligentniejszej inteligencji może być przynętą (podobnie jak miażdżące recenzje Doliny Nicości Wildsteina i Noblisty Wolskiego w Gazecie Wyborczej spowodowały… wzrost sprzedaży tych książek).
Sama powieść urzeka surowym, arktycznym klimatem, takim „dla prawdziwych mężczyzn”, i faktycznie – wątków romansowych nie przypominam w żadnej książce Twardocha. Jest to powieść trochę zapomnianych wartości, klasyczna w narracji (ale nie monotonna!), pomimo, że autor pisze obsesjami, nie odnosi się wrażenia, że to jest taśmowe stukanie kolejnych tomów i nabijanie objętości. Polecam!
(recenzję pisałem w grudniu 2009)
(recenzję pisałem w grudniu 2009)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz