sobota, 22 stycznia 2011

Steven Reiss - 16 pragnień. Analiza motywacyjna

Rzadko sięgam po książki z dziedziny psychologii, gdyż uważam, że metoda tabelki i cyrkla przy badaniu czegoś tak złożonego i nieprzewidywalnego jak ludzka psychika sens ma niewielki. Sądzę, że niektóre teorie (freudowska psychoanaliza zwłaszcza) bardziej namieszały w głowach niż przyczyniły się do zrozumienia czegokolwiek. Poradniki motywacyjne typu Dale Carnegie też omijam szerokim łukiem – ludzie naczytają się takich hurraoptymistycznych kawałków i za dwa dni mają tym większego doła.

Teoria Reissa stoi gdzieś pomiędzy biologią a górnolotnymi ludzkimi ideami, próbując godzić ze sobą determinizm naszych zachowań z naszym dążeniem do celów, co według niego dobrze definiuje ludzkie zachowanie. Sporządził on narzędzie zwane PMR (Profil Motywacyjny Reissa), składające się z opisu szesnastu pragnień / instynktów / wartości, które określają nasz charakter.

Jakie to pragnienia? Akceptacja, ciekawość, gromadzenie, spokój, jedzenie, rodzina, honor, idealizm, władza, seks, porządek, aktywność fizyczna, kontakt społeczny, niezależność, rewanż, status. Wydaje się to mydłem i powidłem, ale ma podobno dobre potwierdzenie empiryczne. O naszym charakterze decydują głównie motywy o silnym i słabym natężeniu (nie średnim) – wiedząc, co i jak, możemy z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć nasze zachowania, a nawet cudze. Sporo jest też o dopasowaniu partnerskim – jeśli pod względem kilku pragnień istnieją ostre kontrasty, to lepiej się wcale nie żenić.

Trudno o wspólny mianownik tych motywów nami kierujących – niektóre są instynktowne (jedzenie, seks), niektóre to tzw. wartości wyższe (honor, ciekawość intelektualna), większość jest neutralna (akceptacja, spokój) – autor nie kusi się o jakieś stopniowanie, które z tych motywów są „lepsze”, a które „gorsze” – każdy z nas po prostu na inną hierarchię tych wartości, trzeba ją tylko sobie uświadomić i wszystko będzie jasne.

Reiss ze swoją analizą motywacyjną spodobał mi się z kilku powodów. Po pierwsze, zdecydowanie odcina się od psychoanalizy i behawioryzmu, żadne tam amerykańskie kompleksy wygrzebane z dzieciństwa (czym wytłumaczyć kompleks Edypa?), żadne tam sprowadzanie zachowania do odruchów. Po drugie, poszerzył granice normalności, skrytykował różne „psychopatologie życia codziennego”, nie przesadzajmy z tymi wszystkimi depresjami, neurozami, ADHD itp. Nie jesteśmy wszyscy wariatami – w psychicznej normie jest i skrajny ascetyzm, i skrajna rozpusta, jest postępowanie honorowe, ale też oportunistyczne. Niczym dziwnym nie jest ani konfliktowość (silne pragnienie rewanżu), ani ugodowość (silne pragnienie akceptacji). Jeśli czujemy, że coś z naszym życiem jest nie tak, oznacza to, że wpakowaliśmy się w sytuację, która nam uniemożliwia spełnianie tych pragnień. I trzeba zmieniać środowisko, a nie siebie – podejście może nie idealistyczne, ale na pewno zdrowsze. Popieram obiema rękami taką pochwałę ludzkiej różnorodności psychicznej.

Ma to jednak i swoje złe strony – odtąd zamiast „jesteś bałaganiarzem, oportunistą, leniem, despotą” można będzie mówić „masz słabą podstawową potrzebę porządku - zmień partnera na takiego samego bałaganiarza”. Skoro zachwalane przez niego serwisy randkowe już „swatają” ludzi o podobnych motywacjach – bo ja wiem... wybór partnera będzie tym samym co wybór najlepiej pasującego do mieszkania telewizora. Co ciekawe, poszczególne narody się pod względem różnych motywacji statystycznie różnią – np. Amerykanie – mężczyźni – mają większe poczucie niezależności niż mężczyźni z Niemiec (ci mają takie same jak ichnie Helgi i Brunhildy). Oj, to przecież seksizm i rasizm! Ciekawe, czy zbadano tak Polaków. Albo członków różnych partii politycznych… 

Czasem podejście Reissa śmieszy – według niego pragnienie seksu jest tożsame  z naszym pragnieniem piękna, „bo wolimy uprawiać seks z kimś pięknym niż brzydkim”.

Pomimo pewnych zarzutów, sporo zachowań teoria motywacji tłumaczy – na przykład, zjawisko par, które wiecznie się kłócą, ale nie mogą bez siebie żyć – otóż pary takowe mają po prostu silne pragnienie rewanżu, więc – paradoksalnie – są dopasowane. Sportowcy, co ciekawe, często mają zaniżone poczucie honoru, są oportunistami – ważna jest wygrana, doping – czemu nie, byle nie dać się złapać. Ciekawość intelektualna to zaprzeczenie pragmatyzmu – jeśli cenimy erudycyjne gdybania, na majsterkowiczów patrzymy z odrazą. Honor to zupełnie inna (nie przeciwstawna) wartość niż idealizm – ludzie honorowi cenią sobie więzy narodowe czy rodzinne, idealiści zaś wartości „ogólnoludzkie” - tolerancja itp. Nota bene Reiss przyznaje fałszywość mitu o naszej tolerancji – tolerujemy tylko osoby o podobnych do naszych wartościach, innych nie potrafimy zrozumieć, sądząc zawsze według siebie. Przecież zwolennicy tolerancji nie tolerują nietolerancyjnych, więc wszystko się zgadza. W polityce zaś intelektualizm nie jest w cenie, wyborcy wolą pragmatyzm i działanie – też trudno się z tym nie zgodzić, ale czy to zarzut? Świat polityki to nie uniwersytet, i jajogłowi nie sprawdzają się w polityce, niestety. A może - na szczęście?

Zastanawiające jest też pominięcie pewnych oczywistych potrzeb  – dlaczego nie ma potrzeby religijności, dążenia do piękna właśnie, dążenia do prawdy? A potrzeba zabawy? Dobro, prawda, piękno – zahaczają o metafizykę czy raczej są mieszaniną kilku różnych motywów (idealizmu, ciekawości, porządku)? Czasem autor w ten sposób to tłumaczy, ale jakby niewystarczająco.

Nie wiem, czy teoria Reissa jest w stu procentach prawdziwa (wątpię), ale do opisu większości normalnych charakterów ludzkich wydaje się być dobrym narzędziem. Sam autor głosi jej wysoką wiarygodność, przebadano ją na tysiącach osób, redukując setki pragnień i motywów do tych właśnie szesnastu podstawowych. Pewnie za ileś lat kolejny badacz stwierdzi, że lepiej ludzką psychikę wyjaśnia teoria siedmiu instynktów i piętnastu popędów plus kolor szarych komórek. Ale dobrze, że przynajmniej odchodzi się od psychoanalizy. Może jest tak, że liczba kroków przybliżających nas do poznania natury ludzkiej jest nieskończona, co nie znaczy, że nie warto próbować jej poznać – na tej drodze Reiss z pewnością przybliżył nas o kilka metrów.

(recenzję pisałem w czerwcu 2010)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga