niedziela, 12 kwietnia 2015

Punk w konserwie – Fronda LUX 74

Tematem przewodnim siedemdziesiątego czwartego numeru „Frondy Lux” jest anarchokonserwatyzm. Anarchiści i konserwatyści generalnie żyją w obcych sobie światach, okazuje się jednak, że nie zawsze – czasem zachodzą one na siebie i powstaje wówczas twórczy ferment.

Wstępniak Mateusza Matyszkowicza sugeruje, że w dzisiaj „konserwatyści stają anarchistami” niejako z konieczności, gdyż są znakiem sprzeciwu i np. nie chcą być „rozbawieni na śmierć” przez przemysł rozrywkowy. Chesterton widział katolicką ortodoksję jako „największą herezję” dla świata, czy zatem dziś konserwatyzm jest „największą anarchią”? Bo burzy „neoliberalny ład” albo fałszywe poczucie bezpieczeństwa i duchowego samozadowolenia?

Redaktor naczelny we wstępniaku sugeruje korektę kursu kwartalnika z „popkulturowości” w stronę kultury wysokiej, popkulturę oddając „Frondzie” Grzegorza Górnego. To kulturę wysoką konserwatyści ponoć zaniedbali, skutkiem czego to lewica radośnie, marksistowsko i genderowo interpretuje klasyków na swoją modłę. Zamiast popkultury znajdziemy w piśmie subkulturę – Krzysztof Karnkowski wyczerpująco śledzi „konserwę” w polskim punku (i nie tylko) od czasów Jarocina. Adam Sokół opowiada o punkach szukających Boga – czasem pozainstytucjonalnie, czasem niezbyt ortodoksyjnie; zjawisko to nie jest tak marginalne, jak można by sądzić. Krzysztof Wołodźko pisze o warszawskich skłotersach zorientowanych prospołecznie, a Mateusz K. Dziób o religijnym heavymetalowcu Maxie Cavalerze. Żeby czytelnik nie miał wrażenia, że anarchokonserwatyzm to głównie zjawisko związane z subkulturami muzycznymi, dostajemy wywiad Leszka Zaborowskiego z profesorem filozofii Piotrem Nowakiem, wołającym o jakiś „bunt studentów” czy kadry uniwersyteckiej w imię konserwatywnych i „uniwersyteckich” wartości (myślenie niezależne od dotacji, polityków i technokratów). Na taki bunt według profesora nie ma teraz najmniejszych szans.

Czy wciąż „kulturą wysoką” czy już popkulturą są piosenki Agnieszki Osieckiej, o których pisze – pozytywnie – Remigiusz Włast-Matuszak? Albo „Teatrzyk Zielona Gęś” Gałczyńskiego, opisany – negatywnie – przez Żorża Ponimirskiego? Mniej wątpliwości budzi poezja Wojciecha Kudyby (omówiona przez Adriana Glenia) i Jana Polkowskiego (Jacek Podgórski), którzy udzielili też pismu wywiadów.
Parę tekstów wygląda tak, jakby nie zmieściło się w poprzednim, „apokaliptycznym” numerze – pasowałby tam dwugłos Marcina Darmasa i Jakuba Dybka o „Drodze” Cormaca McCarthy’ego czy wyjątkowo długi tekst Janusza Cyrana o tym, jak to naprawdę było z wąglikiem i wojną w Iraku. Okazuje się, że wbrew teoriom spiskowym za wąglikiem nie stał ani zły amerykański rząd, ani Arabowie, tylko pewien mikrobiolog – niejaki Bruce Edwards Ivins, który wysyłał w świat koperty z wąglikiem. Zaalarmowane media rozpętały wąglikową histerię, a politycy mieli wygodny pretekst do wywołania wojny w Iraku (działo się to w latach 2001-2003). Scenariusz na film gotowy.

Ukierunkowani literacko z zainteresowaniem przeczytają tekst Przemysława Dakowicza o ostatnich dniach Witkacego przed samobójstwem 18 września 1939 roku (atak bolszewików, czyli apokalipsa spełniona) albo o Lemie jako konserwatyście (Łukasz Kucharczyk). Lem jako sojusznik „Frondy”… przewraca się w grobie czy nie? Jeśli rozumieć konserwatyzm jako opór przeciw pewnym tendencjom – zgoda, Lem pomstował na ogłupiający Internet czy popkulturę. „Powrót z gwiazd” właściwie przyznaje rację dogmatowi grzechu pierworodnego i jest wbrew mechanicznemu „korygowaniu” etyki człowieka. Daj Boże dziś, w dobie ateizmu wojującego, takich ateistów-racjonalistów jak Lem…

Co jeszcze w numerze? Niezłą ciekawostką jest obraz Polaków z pochodzącego z 1927 roku tekstu Rosjanina Nikołaja Trubieckoja – według niego jesteśmy prowincją Zachodu i masochistycznie narkotyzujemy się katolicyzmem. Na szczęście ta narzucona nam religia jest u nas powierzchowna i w głębi serca tęsknimy za prawosławną ortodoksją i rosyjskimi rządami... Wojciech Jakóbik daje właściwą alternatywę (nieurzeczywistniona Rzeczpospolita Trojga Narodów, Solidarność, Euromajdan) i kontruje bagatelizujących dzisiaj zagrożenie ze Wschodu, według których dzisiejsza polityka Rosji to konwulsje zdychającego imperium. Jednak jest się czego obawiać, twierdzi.

Anarchizm anarchizmem, bunt buntem, ale toczenie „wojenek” jest jednym z „siedmiu grzechów głównych polskiej prawicy” (artykuł Anny Stępniak pod takim tytułem) – zaściankowej, nieufnej i zacofanej. Tekst ma szansę wywołać lawinę krytyki – jak to, jesteśmy dziadowscy, pszenno-buraczani i toczymy wojenki? Czy konserwatysta-prawicowiec może doceniać sztukę nowoczesną, hołdować ekologii i fascynować się innymi kulturami? Pewnie, że może. Ale priorytety ma jednak trochę inaczej poustawiane – inaczej nie byłby konserwatystą.

Na deser dostajemy stały, okołofilmowy felieton Krzysztofa Kłopotowskiego – znów smakowity, tym razem traktujący o Leni Riefenstahl, nadczłowieku Nietzschego i nadludziach dzisiejszych, których wesprze technologia przyszłości. Kłopotowski nie bagatelizuje możliwości odrodzenia się faszyzmu, pisząc, że w dobie kryzysu i w perspektywie znalezienia się poza grupą „nadludzi” (jeden procent ludzkości!) może odrodzić się jakiś jego odpowiednik. „Chyba że chrześcijaństwo wyda z siebie nowe Objawienie”. Uczono mnie na lekcjach religii, że to poprzednie jednak wystarczyło w zupełności…


Fronda Lux nr 74/2015.