Tematem przewodnim siedemdziesiątego czwartego numeru
„Frondy Lux” jest anarchokonserwatyzm. Anarchiści i konserwatyści generalnie
żyją w obcych sobie światach, okazuje się jednak, że nie zawsze – czasem zachodzą
one na siebie i powstaje wówczas twórczy ferment.
Wstępniak Mateusza
Matyszkowicza sugeruje, że w dzisiaj „konserwatyści stają anarchistami” niejako
z konieczności, gdyż są znakiem sprzeciwu i np. nie chcą być „rozbawieni na
śmierć” przez przemysł rozrywkowy. Chesterton widział katolicką ortodoksję jako
„największą herezję” dla świata, czy zatem dziś konserwatyzm jest „największą
anarchią”? Bo burzy „neoliberalny ład” albo fałszywe poczucie bezpieczeństwa i
duchowego samozadowolenia?
Redaktor naczelny we wstępniaku sugeruje korektę kursu
kwartalnika z „popkulturowości” w stronę kultury wysokiej, popkulturę oddając
„Frondzie” Grzegorza Górnego. To kulturę wysoką konserwatyści ponoć zaniedbali,
skutkiem czego to lewica radośnie, marksistowsko i genderowo interpretuje klasyków
na swoją modłę. Zamiast popkultury znajdziemy w piśmie subkulturę – Krzysztof Karnkowski
wyczerpująco śledzi „konserwę” w polskim punku (i nie tylko) od czasów
Jarocina. Adam Sokół opowiada o punkach szukających Boga – czasem
pozainstytucjonalnie, czasem niezbyt ortodoksyjnie; zjawisko to nie jest tak
marginalne, jak można by sądzić. Krzysztof Wołodźko pisze o warszawskich
skłotersach zorientowanych prospołecznie, a Mateusz K. Dziób o religijnym
heavymetalowcu Maxie Cavalerze. Żeby czytelnik nie miał wrażenia, że
anarchokonserwatyzm to głównie zjawisko związane z subkulturami muzycznymi,
dostajemy wywiad Leszka Zaborowskiego z profesorem filozofii Piotrem Nowakiem,
wołającym o jakiś „bunt studentów” czy kadry uniwersyteckiej w imię konserwatywnych
i „uniwersyteckich” wartości (myślenie niezależne od dotacji, polityków i
technokratów). Na taki bunt według profesora nie ma teraz najmniejszych szans.
Czy wciąż „kulturą wysoką” czy już popkulturą są piosenki
Agnieszki Osieckiej, o których pisze – pozytywnie – Remigiusz Włast-Matuszak?
Albo „Teatrzyk Zielona Gęś” Gałczyńskiego, opisany – negatywnie – przez Żorża
Ponimirskiego? Mniej wątpliwości budzi poezja Wojciecha Kudyby (omówiona przez Adriana
Glenia) i Jana Polkowskiego (Jacek Podgórski), którzy udzielili też pismu
wywiadów.
Parę tekstów wygląda tak, jakby nie zmieściło się w
poprzednim, „apokaliptycznym” numerze – pasowałby tam dwugłos Marcina Darmasa i
Jakuba Dybka o „Drodze” Cormaca McCarthy’ego czy wyjątkowo długi tekst Janusza
Cyrana o tym, jak to naprawdę było z wąglikiem i wojną w Iraku. Okazuje się, że
wbrew teoriom spiskowym za wąglikiem nie stał ani zły amerykański rząd, ani
Arabowie, tylko pewien mikrobiolog – niejaki Bruce Edwards Ivins, który wysyłał
w świat koperty z wąglikiem. Zaalarmowane media rozpętały wąglikową histerię, a
politycy mieli wygodny pretekst do wywołania wojny w Iraku (działo się to w
latach 2001-2003). Scenariusz na film gotowy.
Ukierunkowani literacko z zainteresowaniem przeczytają tekst
Przemysława Dakowicza o ostatnich dniach Witkacego przed samobójstwem 18
września 1939 roku (atak bolszewików, czyli apokalipsa spełniona) albo o Lemie
jako konserwatyście (Łukasz Kucharczyk). Lem jako sojusznik „Frondy”… przewraca
się w grobie czy nie? Jeśli rozumieć konserwatyzm jako opór przeciw pewnym
tendencjom – zgoda, Lem pomstował na ogłupiający Internet czy popkulturę. „Powrót
z gwiazd” właściwie przyznaje rację dogmatowi grzechu pierworodnego i jest wbrew
mechanicznemu „korygowaniu” etyki człowieka. Daj Boże dziś, w dobie ateizmu wojującego,
takich ateistów-racjonalistów jak Lem…
Co jeszcze w numerze? Niezłą ciekawostką jest obraz Polaków
z pochodzącego z 1927 roku tekstu Rosjanina Nikołaja Trubieckoja – według niego
jesteśmy prowincją Zachodu i masochistycznie narkotyzujemy się katolicyzmem. Na
szczęście ta narzucona nam religia jest u nas powierzchowna i w głębi serca tęsknimy
za prawosławną ortodoksją i rosyjskimi rządami... Wojciech Jakóbik daje
właściwą alternatywę (nieurzeczywistniona Rzeczpospolita Trojga Narodów,
Solidarność, Euromajdan) i kontruje bagatelizujących dzisiaj zagrożenie ze
Wschodu, według których dzisiejsza polityka Rosji to konwulsje zdychającego
imperium. Jednak jest się czego obawiać, twierdzi.
Anarchizm anarchizmem, bunt buntem, ale toczenie „wojenek”
jest jednym z „siedmiu grzechów głównych polskiej prawicy” (artykuł Anny Stępniak
pod takim tytułem) – zaściankowej, nieufnej i zacofanej. Tekst ma szansę
wywołać lawinę krytyki – jak to, jesteśmy dziadowscy, pszenno-buraczani i
toczymy wojenki? Czy konserwatysta-prawicowiec może doceniać sztukę nowoczesną,
hołdować ekologii i fascynować się innymi kulturami? Pewnie, że może. Ale
priorytety ma jednak trochę inaczej poustawiane – inaczej nie byłby
konserwatystą.
Na deser dostajemy stały, okołofilmowy felieton Krzysztofa
Kłopotowskiego – znów smakowity, tym razem traktujący o Leni Riefenstahl,
nadczłowieku Nietzschego i nadludziach dzisiejszych, których wesprze
technologia przyszłości. Kłopotowski nie bagatelizuje możliwości odrodzenia się
faszyzmu, pisząc, że w dobie kryzysu i w perspektywie znalezienia się poza
grupą „nadludzi” (jeden procent ludzkości!) może odrodzić się jakiś jego odpowiednik.
„Chyba że chrześcijaństwo wyda z siebie nowe Objawienie”. Uczono mnie na lekcjach
religii, że to poprzednie jednak wystarczyło w zupełności…
Fronda Lux nr
74/2015.