sobota, 19 października 2013

Obłęd 1863?



„Gambit Wielopolskiego” to może najbardziej prowokacyjna, ze względu na skrajną prorosyjskość, alternatywa z bardzo ciekawej serii „Zwrotnice czasu”. Niby mamy wiek XXII, ale łatwo o tym zapomnieć – to raczej XIX wiek ozdobiony (trochę bez ładu i składu) mnóstwem cyberpunkowych gadżetów, głównie militarnych – drony, raptory, transformowane karabiny, sprzężone lasery, bioniczne siatki maskujące, biokomputery i Infranet. Pomimo tej supertechniki wciąż mamy przed oczami naszych dziewiętnastowiecznych przodków, podróżujących przez Rosję i toczących długie Polaków rozmowy o historii i polityce, a nie dukajowych postludzi.

Powieść jest prowokacją naprawdę mocną; gdyby Powstanie Styczniowe było mniej odległe w czasie, książka nie należała do fantastyki, a autor miał większy talent literacki, powieść wywołałaby burzę podobną do tej sprowokowanej niedawno przez Zychowicza. W świecie „Gambitu” superkomputery z petersburskiego Centrum Symulacji Rzeczywistości przewidują różne wersje historii, dzięki czemu można nią kierować, wybierając najlepszy wariant (kłania się Asimov i „Fundacja”). Imperium Romanowów trwa w najlepsze, w wersji co prawda dość przyjaznej dla obywateli, ale Polakom i tak marzą się powstania i zamachy. Były spiskowiec, twórca „Niepodległej”, kapitan Andrzej Czachowski przekonuje obecnego terrorystę/powstańca (niepotrzebne skreślić) porucznika Różyckiego o bezsensie walki zbrojnej. Argumentem jest potencjalnie możliwy świat z Powstaniem Styczniowym (czyli nasz) – koszmar nad koszmarami, nasilone represje, a potem XX wiek i bolszewicy (gdyby nie było Powstania, nie byłoby bolszewików… teza dość dyskusyjna). Za to w świecie powieści Polacy co prawda niepodległości nie mają, ale z dumą trzęsą rosyjską Dumą i gospodarką, a nawet mają szansę na wejście w rodowe mariaże z dynastią Romanowów. Istnieje co prawda Euroland, ale Anglicy, Niemcy i Francuzi generalnie mają nas w de i najlepszym wyjściem jest unia polsko-rosyjska, satysfakcjonująca obie strony…

W jaki sposób nie dopuszczono w powieści do zaistnienia naszej wersji historii? Otóż w XIX wieku margrabia Wielopolski (postać historyczna), by nie dopuścić do powstania, wymordował jego rzeczywistych i potencjalnych (!) przywódców. To mi niepokojąco przypomina „Raport mniejszości” Dicka, ale zamiast penalizacji przestępców przed zbrodnią, co ośmieszył Dick, mamy opatrzone znakiem pozytywnym unicestwianie zawczasu Hitlerów, Piłsudskich i wszystkich popełniających „zbrodnię na historii”. W powieści determinizm historyczny nie jest zresztą stuprocentowy – przestawiać historyczne zwrotnice mogą jokerzy (najwięcej wśród nich Polaków), którym jest też wspomniany Różycki. Cóż, historyczna niestabilność zawdzięczana Polakom to akurat pomysł dość ciekawy…

Przyznać jednak trzeba, że autor, będąc historykiem, bezlitośnie przypomina zapomniane fakty z dziewiętnastowiecznej historii. Nikt Powstania Styczniowego nie popierał, ani chłopi, ani mieszczanie, ani nawet… jego przywódcy (Chłopicki, Skrzynecki, Sowiński). Sześć tysięcy fatalnie uzbrojonych powstańców raczej nie zagrażało stutysięcznej armii rosyjskiej. Finansowo Polacy hojniej wsparli cara – milion rubli z okazji przyjazdu do Warszawy Mikołaja II w 1897 roku – niż niepodległościowy Skarb Narodowy uzbierał przez dekadę. 

Nie znaczy to, że książka potępia każdą walkę o niepodległość – według autora szansę na udane powstanie mieliśmy chociażby w roku 1829, ale nie wykorzystaliśmy przychylnej koniunktury. Poza tym w opowiadaniu „Archiwum” tegoż autora („Nowa Fantastyka” 8 / 2013) Przechrzta mierzy się z Powstaniem Warszawskim i polemizuje z Zychowiczem, przychylając się do opinii Normana Daviesa o winie po stronie koalicjantów. Styczniowe było nieracjonalne, a Warszawskie – przeciwnie. 

Przeciwny inny punkt widzenia prezentuje Konrad T. Lewandowski. Ten w powieści „Anioły muszą odejść” dla odmiany brutalnie rozprawił się z (bez)sensem Powstania Warszawskiego, ale w „Orle bielszym niż gołębica” (kolejny tom „Zwrotnic czasu”) jest wobec Powstania Styczniowego zaskakująco przychylny. Ale o tym w innym miejscu.

Adam Przechrzta, Gambit Wielopolskiego. Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2013.

Zombie i inne starocie

O antologii przedwojennej fantastyki piszę tutaj


O zombiakach Brooksa tutaj


piątek, 11 października 2013

Martin i Larsson

Skandynawski kryminał "Burza słoneczna" - recenzja tutaj. Rzadko sięgam po skandynawskie kryminały, ale jeśli są tak biedne jak ta powieść, to połowa fantastyki bije je na głowę.

Stary George R. R. Martin - też taka sobie frajda z lektury, ale przeczytać można. Myślałem, że dość papierowe postacie, ale w porównaniu do poprzedniej powieści... Recenzja tutaj.



czwartek, 3 października 2013

Świat Dicka

Powtórna lektura rzadko mnie zaskakuje pozytywnie. Tym razem owszem. Recenzja tutaj.

Jakieś dwa takie z przymrużeniem oka "top 5".

Księża w SF - tutaj

Książki o terroryzmie - tutaj