Czytanie książek takich jak Drugi Mesjasz Glenna Meade’a ma duży walor edukacyjny. Jeśli
czytelnik zbytnio przyzwyczai się do literackich rebusów i dziwadeł, to nawet
Murakami wyda się niewystarczająco wyrafinowany i wówczas tylko
łamańce literackie sprawiają uciechę przegrzanemu umysłowi, czyli jakieś Dukaje
i Huberathy. Dobrze jest wtedy sięgnąć po książkę zwyczajną, przeznaczoną dla ludzi szukających
w literaturze relaksu, a nie gimnastykowania zwojów mózgowych.
Powieść Meade’a to przykład, dość reprezentatywny
zdaje się, literatury czysto rozrywkowej w sensacyjnej konwencji. Pościg goni pościg, trup ściele się regularnie,
postacie szlachetne okazują się bad guyami i na odwrót. Zamieszane są w to
służby wywiadowcze (w tym Mossad), a także izraelska policja, Beduini, kupcy i
badacze starożytnych pergaminów i biedę klepiący archeolodzy.
Trudno nie wspomnieć kontekstu, jakim jest Kod da Vinci Dana Browna, którego Drugi mesjasz naśladuje i fabularnie, i
mentalnie. Archeolog Jack Cane znajduje w Qumran zwój mający wstrząsnąć
fundamentami chrześcijaństwa, mówiący, jak to z tym Jezusem naprawdę i bez
kościelnego ściemniania było. W skrócie – mesjaszy było dwóch, prawdziwy i
fałszywy (powtarzam za spoilerującą okładką), którego zatem ukrzyżowano,
pozostawiam domyślności czytelnika. Wokół tego zwoju toczy się dynamiczna
intryga, najpierw archeolog rusza w pościg za zwojem, potem ruszają za nim, ale
i ścigający nie mają lekko, bo służby Izraela i Watykanu zrobią wszystko, by do
ujawnienia tajemnicy nie dopuścić, a inni – wręcz przeciwnie. Idą w ruch sztylety
i pistolety.
Mniej jest Brownowskich układanek i szyfrów rodem z
Indiany Jonesa, więcej za to latania po
świecie. Meade nie poprzestaje na budowaniu intrygi, poucza nas bowiem, jak
powinien wyglądać Kościół katolicki i dlaczego wygląda niewłaściwie. Otóż, po pierwsze,
Kościół jest zbyt bogaty (ludzie głodują! Przez papieża! Kler nic, tylko
teologię studiuje w wieży z kości słoniowej!), po drugie zbyt tajny, skrywa
przed wiernymi (a zwłaszcza niewiernymi) setki mrocznych sekretów i przydałby
się jakiś kościelny IPN do badania zbrodni watykańskich. Nowo wybrany papież z Chicago,
przybierający imię Celestyna VI, ma zamiar obu tych rzeczy dokonać, spotykając
się z oporem między innymi zabójczego kardynała (już nie mnicha, jak u Browna –
przegapiliśmy gangrenę nieprawości toczącą Kościół od wydania Kodu da Vinci). Pozytywną religijnością w powieści jest ta przejawiana przez Jacka Cane’a i nowego papieża, a sprowadza się ona do nieokreślonego poczucia tajemnicy, mglistego przeczucia obecności zmarłych i boskiego pierwiastka w człowieku.
Proponuję, by przed napisaniem kolejnej książki o
przygodach Jacka Cana’a autor zamknął się w wieży z kości słoniowej i
postudiował trochę tej nieprzydatnej teologii i zrobił solidny research
dotyczący historii Kościoła i jego współczesności – może dotrze do niego, że to
raczej Kościół, i chrześcijaństwo jest dziś prześladowane, niż na odwrót. Dla
porównania można, a nawet trzeba, przeczytać Obóz
świętych Jeana Raspaila – tam nowy papież, co to rozdaje bogactwa Watykanu ubogim,
zwiększa tylko ich zastępy i walnie przyczynia się do nadejścia epoki
barbarzyństwa.
Glenn Meade, Drugi Mesjasz. Fabryka Słów, Lublin
2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz