Jeśli ktoś będzie przenosić Księgę cmentarną na ekran (a Gaimana ostatnio przenosić lubią), najlepszym reżyserem byłby Tim Burton – powieść Gaimana jest bardzo burtonowska, wygląda zresztą, jakby pisana specjalnie pod tego reżysera. Zamiłowanie do trupio-zaświatowej, lekko kiczowatej makabry, wiekowy cmentarz zamieszkany przez strraszne, ale i sympatyczne duchy, świadomość dużej umowności przybranej konwencji i puszczanie oka do czytelnika / widza. Johnny Depp mógłby zagrać opiekuna- mentora głównego bohatera - Silasa, albo głównego przeciwnika, Jacka Frosta. No chyba że zrobią z filmu animację w stylu Koraliny – też można.
Jest to powieść raczej dla trochę młodszego, kilkunastoletniego czytelnika, co nie znaczy, że dorośli nie przeczytają jej bez przyjemności, choćby dla wyszukiwania nawiązań i cytatów, bo Gaiman to postmodernista pełną gębą. Los głównego bohatera – Nika (zdrobnienie od Nikt) Owensa – poznajemy od kołyski do okresu dojrzewania, wchodzenia w dorosłość. Zostaje on ocalony - trochę dzięki własnej inicjatywie (wieje z łóżeczka), trochę dzięki pomocy duchów zamieszkujących pobliski cmentarz - z rzezi, jakiej dokonuje na jego rodzicach i siostrze główny powieściowy szwarccharakter, Jack Frost. Motywacje tego okrutnego czynu poznamy dużo później. Wraz z wiekiem, chłopiec wykazuje się niesamowitymi zdolnościami. . . skąd my to znamy? Harry Potter? Ciepło, ciepło. Mojżesz? Jeszcze cieplej...
Nikt (imię nieprzypadkowe) jako jedyna w swoim rodzaju istota żyjąca na granicy dwóch światów – chłopiec wychowany przez duchy, nabiera oczywiście pewnych spirytualnych umiejętności (taki Tarzan wśród małp też nabrał pewnych, hmm, przyzwyczajeń). Potrafi sprawić, że szybko o nim zapominamy (patent Facetów w czerni), potrafi zsyłać ogromny strach, a nawet nocne koszmary (patent Freddy’ego Kruegera). Gaiman odwraca tu konwencję po mistrzowsku, zazwyczaj horrory odwrotnie wartościują i cmentarze i tego typu istoty. Dla tego świata nasz sympatyczny bohater, dziecko właściwie, jest przecież potworem, duchem, koszmarem.
Zastanawiam się, jakie by tu przesłanie dałby się wyciągnąć z tej powieści i myślę, że chodzi Gaimanowi o oswojenie śmierci, podobnie jak w średniowiecznym tańcu ze śmiercią, danse macabre (odpowiednią scenę też mamy w utworze). Duchy nie są takie straszne, to one chronią chłopca przed złym Jackiem, w końcu człowiekiem z krwi i kości. Cmentarz jest azylem, to w świecie ludzi czyhają niebezpieczeństwa, jak np. w szkole, terroryzowanej przez parę nastolatków, Micka i Mo (czyżby kłaniali się Urodzeni mordercy?). /
Powieść kończy się, gdy Nikt wkracza w dorosłość, opuszcza cmentarne ciepełko, zatracając powoli swoje ochronne, magiczne umiejętności. Stwierdza, że świat żywych, choć niebezpieczny, jednak jest wart poznania, wart życia. Symbolicznie przechodzi z niepełnego istnienia w pełne – jak każde dziecko wkraczające w dorosłość. Powieść wręcz momentami sprawia wrażenie napisanej tak, by interpretować ją wedle psychoanalitycznego klucza
W finale zatem ta cmentarno-trupia powieść przechodzi w pean na cześć życia. Zmarli już nic nie mogą, stracili swój potencjał, nawet się nie starzeją, zachowując wiek, jaki posiadali w momencie śmierci. My, żyjący, nie powinniśmy uciekać w jakieś pół-życie, życie niepełne, choć jest łatwiejsze i pozbawione ryzyka. Umrzeć i tak zdążymy
Nie jest to aż takie proste czytadełko, na jakie wygląda, o czym świadczyć może poniekąd nagroda Hugo w roku 2009 (brak o tym wzmianki na okładce, pewnie wydano powieść przed jej otrzymaniem). Inteligentna proza – Gaiman składa ze znanych i oczywistych, niekiedy tandetnych i kiczowatych elementów nową jakość – jest to jednocześnie ciepła i wzruszająca historia o chłopcu-duchu, pełna wyrazistych i sympatycznych (zazwyczaj) postaci, a także kopalnia nawiązań i do kultury wysokiej, i do popkultury. Poza tym każdy czytelnik może zinterpretować ją na swój własny sposób.
(recenzję pisałem w lipcu 2010)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz