piątek, 15 lipca 2016

Proroctwo, daj Boże, fałszywe

1.
„Eurodżihad”, powieść Marcina Wolskiego powstała w 2007 roku doczekała się po ośmiu latach wznowienia, zapewne na fali obecnego kryzysu imigracyjnego. Okładkowa polecanka podkreśla profetyczność powieści – podobnie motywowano wznowienie pod koniec 2015 roku cieszącego się szacunkiem celnego futurologicznego strzału „Obozu Świętych” Jeana Raspaila. A „Uległość” Michela Houellebecqa, political fiction, która chce być profetyczna wobec (mniej więcej) 2020 roku jest dziś na ustach wszystkich, „wierzących” i „niewierzących” w islamskie zagrożenie.
Naprawdę chciałbym, żeby konserwatywni kasandryści mylili się. Żeby Jean Raspail, Lech Jęczmyk, Paweł Lisicki, Roger Scruton czy Oriana Fallaci nie mieli racji i żeby zagrożenie islamizacją okazało się mocno na wyrost. Póki co, wiek XXI zdaje się, rzeczywiście będzie wiekiem religii (jak chciał André Malraux), tyle że niekoniecznie chrześcijańskiej… Chrześcijanie są w głębokiej defensywie, za to islam rozwija się prężnie, w krajach islamskich nie mają oni nawet procenta tych praw, jakie mają muzułmanie w Europie, nie wspominając o prześladowaniach. Na korzyść islamu działa demografia i silna wiara. Nawet jeśli zasadne są paralele pomiędzy czekającym nas „przejęciem władzy” a rewolucją bolszewicką sprzed wieku, to bolszewicy nie byli tak liczni ani tak chętni, by ginąć w samobójczych zamachach. Zatem, zanim czekają nas świetlane lata transhumanizmu, nieśmiertelności i powszechnego dobrobytu (tudzież mroki korporacyjnego cyberpunku), czeka nas rozprawa z wojującym islamizmem.


2.

Wolski ma nieprzyzwoicie wręcz lekkie pióro, a przecież w swych powieściach mierzy się z diabelnie ważnymi kwestiami. I tym razem fabuła byłaby kawałkiem niezłego filmu sensacyjnego. Jak na porządny pop przystało, „Eurodżihad” żywi się spiskiem i „spiskowymi teoriami dziejów”, które na szczęście lub nieszczęście wymykają się swym twórcom z rąk. Oto prezydent Francji Victor Mitrei (powieściowy odpowiednik Nicholasa Sarkozy’ego, którym to autor jest – a przynajmniej był osiem lat temu – wyraźnie zafascynowany jako politycznym „jastrzębiem” i „silnym przywódcą”), widząc zagrożenie islamizacją, wraz ze swym totumfackim André Vatelem potajemnie kreuje organizację, która sama będzie dokonywać „kontrolowanych aktów terroryzmu”, by nastawić społeczeństwo antyislamsko i dać zielone światło radykalnym posunięciom odwetowym. Jednym słowem po to, by z ospałych Europejczyków uczynić mentalnych krzyżowców… Lech Jęczmyk uznałby taki scenariusz za wielce prawdopodobny też w realnej, zakulisowej polityce – sam nie wykluczał, że za 9/11 stali Amerykanie, w identyczny sposób kreując wroga, jak w przypadku „podbijania bębenka” w sytuacji zagrożenia komunizmem i nazizmem.
Niestety, w powieści Wolskiego spisek nie do końca się udaje, terroryści nie są tak sterowni jak oczekiwano i po kolejnych roszadach w Eurodżihadzie do władzy dochodzą prawdziwy islamscy fanatycy, którzy nie mają zamiaru się obcyndalać i zamierzają dokonać „mocnego uderzenia”, przy którym zblednie nie tylko 9/11, ale Hiroszima i Nagasaki razem wzięte… Fanatycy owi głusi są nawet na opinie, że ich zamach nastroi Zachód skrajnie antyislamistycznie i sprowokuje odwet. Na szczęście inicjatywę przejmuje dzielny polski hydraulik – zarazem były policjant – i choć chcący i niechcący robi sobie tabuny wrogów i jest ścigany tak przez policję, jak dżihadystów, to próbuje odszukać szefostwo Eurodżihadu. Przy okazji montuje grupę przyjaciół, w tym obowiązkową przedstawicielkę płci pięknej.


3.

Wolski jako krytyk „rozpasanej Europy”, dekadenckiej i rozwiązłej, jest jednak dość niewiarygodny, zważywszy, że ma „zdrowe” podejście do seksu w swoich powieściach, gdzie „momenty” są niejako obowiązkowe. Ciekawe, że w tej powieści wyraźnie rozgrzesza przynależność do PZPR, argumentując (i on, i ś. p. Edmund Wnuk-Lipiński mają za sobą partyjny epizod), że tylko „od wewnątrz” można było niejako myśleć o zniszczeniu systemu. Czyżby znowu wallenrodyzm?
Jest w powieści ciekawe napięcie – co jest, a co nie jest usprawiedliwione; jakiego rodzaju „wallenrodyzmy” w szeregach wroga są dopuszczalne, na ile można manipulować opinią publiczną, jaka dawka politycznej hipokryzji jest niezbędna. Trudno wyciągać z tej sensacyjnej powieści jakieś daleko idące wnioski dotyczące etyki, niemniej narzuca się w niej wniosek, że taki „terroryzm kontrolowany”, będący pretekstem do wypowiedzenia wojny, generalnie jest jak najbardziej słuszny. Gdyby taki niewielki akt terroryzmu się udał, gdyby ucierpieć miała jedynie niewielka grupa – w tym przypadku mniejszości seksualne i etniczne (parada gejów i Żydzi jadący pociągiem) – to właściwie… czemuż by nie? Problemem jest więc nie tyle nie spiskowanie w szlachetnej sprawie, ale to, że spiski rzadko się udają i zazwyczaj wymykają się twórcom z rąk. Pisze Wolski w dopisanym w 2015 roku wstępie pocieszająco o obecnej fali uchodźców, że „niecierpliwość muzułmanów i otwarta inwazja pozwalają liczyć na otrzeźwienie”. Może więc byłoby rzeczą słuszną i pożądaną, gdyby ktoś w realu nam zmontował „kryzys emigracyjny”, Charlie Hebdo i grudniowe zamachy w Paryżu? Mechanizm „kreowania wroga” jest słuszny, jeśli wróg jest realny, a nikt nie chce przyjąć tego do wiadomości?
Ale i tak nie wszyscy są przekonani, że prawdziwi islamiści stanowią realne niebezpieczeństwo – niektórych nie przekona i sto zamachów. Zamiast mechanizmu „kreowania wroga” w rzeczywistości mamy raczej niedostrzeganie go, banalizowanie zagrożenia w imię dogmatów tolerancji, walki z uprzedzeniami i ksenofobią. Dla liberałów i lewicy większym wrogiem od islamu jest w końcu prawica, co świetnie pokazał Houellebecq w „Uległości”. Konserwatyzm, Zachód, chrześcijaństwo jest rzekomo większym zagrożeniem niż islam… I Kościół Katolicki, który powinien być siłą duchową w zderzeniu cywilizacji.


4.

Paweł Lisicki w skądinąd świetnej książce „Dżihad i samozagłada Zachodu” za obecny kryzys i rozzuchwalenie się islamistów obwinia właśnie… Kościół Katolicki. W jego opinii jest on bardziej politycznie poprawny niż „Gazeta Wyborcza”, już nie głosi Ewangelii, tylko „prowadzi dialog”, kolejni papieże modlą się w meczetach i całują Koran. Lisicki nie oszczędza przy tym gorzkich słów wobec Jana Pawła II. Papieże zamiast, jak w przeszłości, „montować koalicje”, skupiają się na tolerancji wobec wszystkich religii (czytaj: błędów) i nawoływaniu do pokoju. W przeciwieństwie do Lisickiego Wolski nie jest bardziej papieski od papieży, zresztą szacunek do Jana Pawła II widoczny jest niemal w każdej jego powieści (choć jestem ciekaw, co napisałby o bardzo „dialogicznej” postawie papieża Franciszka, gdyby pisał powieść dzisiaj). W „Eurodżihadzie” celem ataku jest zresztą Rzym, a data – 13 maja – jest symboliczną zemstą na chrześcijaństwie. Kryzys Kościoła nie wynika z tego powodu, że jest on autorytarny i miesza się do polityki tylko przeciwnie – politykę sobie odpuścił, utracił przekonanie o własnej racji, stąd rozczarowani ludzie szukają sacrum Bóg wie gdzie – czasem także… w islamie. Problem z islamem, pisze Lisicki (a i pisał kiedyś Huberath), jest to, że Allach, nadto transcendentny, wyklucza potrzebę badania praw rządzących światem – jest On aż tak wszechmocny, że nie będzie więźniem nawet praw logicznych (2+2=5), co dopiero fizyki i biologii. Status człowieka jako stworzonego „na obraz i podobieństwo Boga” jest tam okrutną herezją. Żaden dialog, żaden dramat, żaden sens historii – w islamie liczy się tylko posłuszeństwo wobec Najwyższego.


5.

Nie wiemy, jaka będzie przyszłość. Sam Houellebecq kiedyś głosił na swoją modłę nadejście dekadenckich czasów technologicznej osobliwości i transhumanizmu („Cząstki elementarne”), teraz okazało się, że islamska inwazja jest póki co poważniejszym problemem niż egzystencjalne rozterki postczłowieka. Jeszcze w „Możliwości wyspy” snuł fantazję, że fundamentalizm islamski wyparuje w ciągu pokolenia, jeśli tylko muzułmanie rozsmakują się w zachodnim dobrobycie. Na razie rację wydają się mieć „apokaliptycy”, według których Zachód (cywilizacja euroatlantycka) się wali, a właściwie całe chrześcijaństwo, nie tylko katolicyzm, przeżywa głęboki kryzys i rejteruje przed konkurencją.
Z drugiej strony – tyle imperiów silniejszych od Kościoła przepadło w odmętach historii, a wszystkie futurologiczne, profetyczne gdybania mają to do siebie, że z perspektywy czasu okazują się niewiele warte.

Marcin Wolski, Eurodżihad. Poznań 2008/2015 (II wyd.).

piątek, 1 lipca 2016

Listopad 2015 - czerwiec 2016

"Czas Fantastyki" na razie w zawieszeniu, w ostatnich numerach można znaleźć mój tekst o "Dopóki nie zgasną gwiazdy" Piotra Patykiewicza (3/2015) i "Darwinowskich paradygmatach" Dominiki Oramus (4/2015). A w internecie - 

- "Cienie moich czasów", Bronisław Wildstein;

- "Bez wyroku", Aleksander Majewski;

- "Pióra", Zbigniew Wojnarowski;

- "Królowie Dary", Ken Liu;

-"Cromwell Stone" Andreas (komiks)

Poza tym, w tym czasie przeczytałem m. in.

Benedykt XVI - Jezus z Nazaretu cz. 2
Philip K. Dick - Wbrew wskazówkom zegara
Michael Flynn - Eifelheim
Neil Gaiman - Drażliwe tematy
Joe Haldeman - Wieczna wojna
Stephen King - Dallas '63
Rafał Kosik - Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi
Kroki w nieznane 2009, 2010, 2011, 2012, 2014 (antologie)
Jak Kracik - Chrześcijaństwo kontra magia
Legendy polskie (antologia)
C. S. Lewis - O modlitwie. Listy do Malkolma
C. S. Lewis - Przebudzony umysł
Paweł Lisicki - Dżihad i samozagłada Zachodu
Jakub Małecki - Dygot
Paweł Matuszek - Kamienna ćma
Marek Miller - Papież i generał
Motywy religijne we współczesnej fantastyce (antologia)
Anthony Peake - Philip K. Dick
Christopher Priest - Rozłąka
Antonio Spadaro - Cyberteologia. Chrześcijaństwo w dobie internetu
Marcin Wolski - Eurodżihad
Rafał A. Ziemkiewicz - Życie seksualne lemingów

Incal; Final Incal, Castaka (komiks)

Najbardziej "moją" książką fantastyczną był "Eiffelheim" Flynna - choć w tym przypadku nie byłem zaskoczony. Większą niespodzianką była radocha z lektury pierwszego tomu "Felixa, Neta i Niki" Rafała Kosika - ani chybi dziecinnieję z wiekiem ;). Kolejne tomy czekają. 
Większość tytułów jest co najmniej przyzwoita - staram się nie wybierać chłamu. "Dygot" Małeckiego, "Rozłąka" Priesta, "Papież i generał" Millera - tu satysfakcja czytelnicza sięgała chyba najwyżej, o dziwo bardziej niż przy "Kamiennej ćmie" Matuszka czy "Drażliwych tematach' Gaimana. Przy antologiach "Kroki w nieznane" i "Legendy polskie" też byłem mocno kontent. Aha, Paweł Lisicki wygrywa w kategorii "non fiction". Potem C. S. Lewis i, mimo wszystko, ks. Kracik.