sobota, 22 stycznia 2011

C. S. Lewis - Podział ostateczny

Jest jednym z paradoksów, że jednym z najpoczytniejszych teologów był w XX wieku C. S. Lewis, który nie był z wykształcenia teologiem. Zresztą, nie był nawet katolikiem, tylko anglikaninem. Lekkość pióra szła u niego w parze z erudycją i pewnym radykalizmem religijnym – zapewne stąd bierze się jego popularność. Może tęsknimy do pewnego radykalizmu, ale częsta niestrawność kościelnego dyskursu powoduje, że wolimy czytać C. S. Lewisa czy G. K. Chestertona, czy – ostatnio – Szymona Hołownię, znanych z lekkiego pióra.

„Podział ostateczny” to jedna z mniej znanych książek autora Opowieści z Narnii, opisująca ni mniej, ni więcej, tylko podróż po Zaświatach – począwszy od Szarego Miasta (będącego piekłem albo czyśćcem),a  skończywszy na Górze (Niebie). Po drodze mamy kawał fajnej teologii, z czasów chyba większej wiary w piekło niż obecnie. No i mnóstwo aluzji literackich, z Dantem i Miltonem na czele.

Sporo tez Lewisa zaskoczyć może kogoś przyzwyczajonego do letniej wizji chrześcijaństwa. Upieranie się, że Bóg i tak nas wpuści do nieba ze względu na kochającą nas rodzinę, nazywa szantażowaniem Stwórcy. Okazuje się też, że istnieją grzechy intelektu, a rzekome bohaterstwo buntowników to bardzo często płynięcie z prądem mody intelektualnej, a heretykiem łatwiej być niż ortodoksem (czy nasza „heretyckość” nie karmi aby naszego ego?). Albo inny przykład - na niebo okazuje się nie zasługiwać matka, która zbyt zaborczo kocha swoje dziecko, albo pewien uczciwy Kowalski, który nie może znieść tego, że do raju wpuścili mordercę - przecież to skandal, bo ja byłem taaaki uczciwy.

Cóż, okazuje się, że takie miejsce jak piekło jest jak najbardziej potrzebne, żeby sprawiedliwości stała się zadość – niemniej, każdy – absolutnie każdy – może  dostać się do nieba, nawet w tej „poczekalni” wciąż jest nadzieja - warunkiem jest powiedzenie Bogu „bądź wola Twoja”. Zaś jeśli do nieba iść nie chcemy – wtedy Bóg nam powie „bądź wola Twoja”. Z całą pewnością zatem niegrzeczne dziewczynki pójdą tam, gdzie chcą.

Ciekawych więcej szczegółów z podróży po zaświatach czy alegorycznego ukazania innych niewłaściwych postaw odsyłam do lektury książki Lewisa. Lubiącym fantastyczne „gdybanie” na teologiczne tematy z pewnością „Podział…” przypadnie do gustu. Zresztą, odnoszę wrażenie, że pewne prawdy teologiczne łatwiej ukazywać w fantastycznych sceneriach – typowy realizm jest raczej z założenia nie sprzyja metafizyce, a już z całą pewnością nie dosłownej. A jako że nie ma czegoś takiego jak „opisana i ukazana metafizyka”, ucieczka w fantastykę jest jedynym rozwiązaniem – z czego zdaje sobie sprawę autor, pisząc we wstępie, żeby broń Boże nie traktować jego wizji dosłownie.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga