środa, 13 lipca 2011

Albo w raju, albo w sieci

Zaskakująco dobry zbiór fantastycznych opowiadań – w zdecydowanej większości utrzymanych w konwencji klasycznej, przyszłościowej SF – pełen niebanalnych pomysłów i specyficznego, momentami absurdalnego poczucia humoru. Jak na dzisiejsze czasy przystało, dominuje tematyka postludzi i światów wirtualnych, a autora fascynują dwa tematy, które zapewne zostaną radykalnie przedefiniowane w niedalekiej przyszłości – pierwszy to ludzka tożsamość, drugi - sprawy ostateczne (śmierć, nieśmiertelność, nasze wirtualne bytowanie pozagrobowe). Każdego fana SF książka powinna usatysfakcjonować – a Legendy cyberkatakumb, niestety, przemknęły bez większego echa.

Przyznaję, że z tych dwóch tematów eschatologia wszelka jest mi zdecydowanie bliższa. Weźmy takie opowiadanko jak Zgon ekstremalny. Fajnie jest dzisiaj, przy coraz większym poczuciu bezpieczeństwa, np. skoczyć na bungee, ale gdyby tak można było pójść dalej i naprawdę przeżyć własną śmierć, po czym się obudzić i przekonać się, że to była tylko wirtualka, na nasze własne życzenie zresztą? Oczywiście im większy realizm umierania i skala bólu, tym większa euforia po przebudzeniu. Pojawiają się zatem kluby takich masochistów – multiagonalistów, kolekcjonujących ekstremalne przeżycia – rekordziści mają kilkaset takich „śmierci” na swoim koncie. Przy czym starzy wyjadacze lubują się mp. w różnego rodzaju wyrafinowanych i przewlekłych odmianach raka, a młodzi gniewni – w garotach i gilotynach. Warunkiem większej przyjemności jest niepamiętanie o tym, że umieramy w wirtualnym świecie, ale podświadomości nie da się tak łatwo oszukać.. a może da? Może lepsza technologia albo lepszy kat-programista załatwi sprawę i zhackuje nasze id?

Id, podświadomości, jednak nie da się tak łatwo oszukać, o czym przekonuje się Bias, bohater Małego Nieba. Podświadomości, a może sumienia (w takim razie raczej nie id, a superego)? Wsparte programowo, zapewnia mu ono prawdziwy czyściec, ponieważ podświadomie czuje on, że na zbawienie zwyczajnie nie zasługuje i jakaś kara się należy, choćby za zbyt komfortowe życie i oszukiwanie śmierci poprzez skorzystanie z usług korporacji, która to gwarantuje mu wirtualną nieśmiertelność (prawie nieśmiertelność, raptem miliard lat po zgaśnięciu Słońca). Owa korporacja Heaven Enterprise Trust Ecumenical Corporation (HEUTEC), oferuje pośmiertne „niebo” i zapewnia luksusowe, w porównaniu z „publicznymi cyberkatakumbami”, warunki oczywiście nie za darmo. Spacer korytarzami korporacji to okazja do niezłej satyry na na komercjalizację religii i płytki ekumenizm. A człowiek okazuje się być surowszy dla siebie niż Bóg – On potrafi nam wybaczyć, w końcu jest nieskończenie miłosierny, ale czy my potrafimy?
 
Powołanie Besta to nowe spojrzenie w temacie „zniewolenie człowieka przez sztuczne inteligencje”. W tym przypadku nie niewolą nas one wprost, nie żerują też na prymitywnych instynktach, ale przeciwnie, na uczuciach wyższych – miłości i… religijności. Tu też mamy wykład filozofii autora, który wszelkie systemy uważa za złe i nieludzkie z natury – pozwolę się z tym nie zgodzić. Co prawda autor daje nadzieję na przyszłe „uczłowieczenie” systemów, ale myślę, że w historii cywilizacji już trochę tych prób było, czasem nawet skutecznych. A demonizowanie systemów i hierarchii mam za tak samo fałszywe jak demonizowanie wolności – choć wiemy, że systemy mogą się przerodzić w tyranie, a wolność w dowolność i chaos.

W opowiadaniu Animista mamy przytomną konstatację (o czym zdaje się zapominać Dukaj, zakładający nieśmiertelność postludzką raczej bezproblemową), że przeniesienie osobowości do cyberprzestrzeni – tytułowych „cyberkatakumb” wcale automatycznie nie gwarantuje nieśmiertelności. Chodzi tu nie tylko o dość oczywistą utratę fizycznego nośnika, ale i zniszczenie czy ukradzenie software’u (w tym przypadku naszej osobowości). Tytułowy animista kradnie z sieci takowe „dusze” i przenosi w … różne przedmioty, często kierując się złośliwością (umieszczając np. osobowość misjonarza w krucyfiksie). Z drugiej strony – taki zabieg, po uprzedniej umowie z „kolekcjonerem” gwarantuje dużo większe bezpieczeństwo niż sieć publiczna (owe cyberkatakumby), ale – jako że zdany jesteś na łaskę i niełaskę kolekcjonera – mniejsze niż „wieczność” w zaświatach korporacji.

Bohaterka Ultimathulium ma wybór – umrzeć realnie, czy żyć wiecznie – przy czym to drugie oferuje jej technologia, a to życie to życie w Nanoceanie. Jako osoba wierząca ma prawdziwy dylemat i okazuje się, że na „skok wiary”, czyli prawdziwą śmierć, trudno jej się decydować. Co wybierzemy nadzieję na wieczność oferowaną przez religię czy pewność tejże ofiarowaną przez technologię?

Pozostałe opowiadania (cykl o Łucji i Luśce, Egzorcystka, Rodzinna kolekcja, Tabularezka) to wariacje na temat ludzkiej osobowości, z którą można będzie wyczyniać rozmaite cuda (np. przywoływać swoje dawne „ja” z różnych lat, będąc samemu też w wieku dowolnym), bądź przeciwnie, paść ofiarą programu do „dekonstrukcji mempleksu jaźni”. Dwa opowiadania, Żywa woda i Prawo serii, są ciałem obcym w zbiorze – pierwsze uważam za najsłabsze w książce, prosta historia o grupce młodzieży urządzającej spływ kajakowy, atakowaną przez demoniczne „coś”. Prawo serii zaś to właściwie nie SF, tylko dziwna fantastyka religijna, czy lepiej - metafizyczna. W opowiadaniu tym przewodnikiem racjonalnego doktora Adama Kurkiewicza po świecie (czy też zaświecie) jest Alef, żul-narkoman ze srebrnym młoteczkiem. Opowiadanie zagadkowe, pełne symboli i po trosze będące wykładem autora na temat np. opętania i wpływu demonów na rzeczywistość.

Patrząc na te sztuczne zaświaty, fałszywe śmierci i wciąż niepewną nieśmiertelność trudno nie zauważyć, że w technologiczno-korporacyjnych rajach i piekłach tak naprawdę będziemy tak samo daleko/blisko Boga jak na tym padole. A Zasada Zachowania Wolnej Woli skutecznie uniemożliwi wszystkim postludziom i megacyberosobowościom zajrzenie za zasłonę Tajemnicy – i tak trzeba będzie naprawdę umrzeć, tudzież naprawdę zostać skasowanym (o ile w ogóle cyfrowa kopia nas to będziemy w ogóle „my”, w co wciąż wątpię). Choć, niewykluczone, że z wyższej perspektywy to wszystko, razem z cybersiecią, to kolejny krok na drodze do noosfery… 

Konrad T. Lewandowski, Legendy cyberkatakumb, Fantasmagoricon, Warszawa 2009

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz