środa, 20 lutego 2013

Joker w multiwersum



Terry Pratchett zafundował się przerwę od tasiemcowego Świata Dysku i wraz z kolegą po piórze, Stephenem Baxterem, zaryzykował wyprawę na teren fantastyki naukowej. Tytułowa Długa Ziemia to łączna nazwa odkrytych w niedalekiej przyszłości milionów alternatywnych wersji naszej planety. Głównym wątkiem fabularnym jest podróż przez ową Długą Ziemię dwójki bohaterów, z których jeden jest cyfrową reinkarnacją tybetańskiego mechanika rowerowego.

Owe Ziemie różnią się nie fizyką, a biologią i ewolucją o trochę innym przebiegu na każdym ze światów. Ziemie naprawdę nietypowe (np. bez Księżyca) zdarzają się rzadko i są nazywane jokerami. Takie gigantyczne multiwersum, gotowe na przyjęcie ludzi, powoduje zmianę postrzegania np. kwestii przeludnienia czy bogactw naturalnych. Autorzy są Brytyjczykami, choć opis kolonizacji nowego świata (światów) wydaje się być raczej amerykański z ducha.

Lubiących dywagacje na temat ewolucjonizmu zaintryguje fakt, że w powieści ewolucja człowieka zatrzymuje się w fazie początkowej, gdzieś na etapie homo habilis. Otóż humanoidzi, czyli „trolle” i „elfy”, zamiast zajmować się udoskonalaniem narzędzi, nauczyli się wędrować między światami, skutkiem czego ich ewolucja potoczyła się zupełnie inaczej. Wypracowali oni inne metody komunikacji, a nawet narodzin. Owi „obcy” są oczywiście fantastycznonaukowym pytaniem o istotę i granice człowieczeństwa. Obcym najbardziej odmiennym jest Pierwsza Osoba Pojedyncza, która kojarzyć się może z bardziej empatyczną wersją solaryjskiego oceanu. Autorzy próbują urealnić historię, zakotwiczając ją w naszym świecie – legendy o elfach i trollach to pamiątka po dawnych odwiedzinach tych istot na naszej Ziemi…

Jest też polski akcent – na jednej z Ziem bohaterowie znajdują ślady po wyprawie badawczej naukowców z …Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ale generalnie przyszły postęp zawdzięczać będziemy głównie korporacjom – rządom brak wyobraźni, a uniwersytetom pieniędzy. Nie zabraknie wątków ekonomicznych i… mesjańskich, choć tu ledwie zasugerowanych – słowem, wszystko, czego można się spodziewać po starej SF.

Duch nauki i racjonalizmu przeplata się tu z ideałami hipisów, a i zakonnice, wychowujące jednego z bohaterów, są wzorem cnót wszelkich. W opisach nowych społeczności, budowanego od zera Restartu i Szczęśliwego Portu pobrzmiewają echa utopijne. Mamy też vonnegutowski z ducha Kościół Ofiar Kosmicznego Przekrętu, grupujący ateistów-prześmiewców, a najgroźniejszy Obcy czuje się po prostu bardzo samotny i łaknie kontaktu z innymi jak kania dżdżu. Zło i okrucieństwo ludzi i nieludzi przestaje nim być, gdy poznajemy ich motywacje. Mizantropia, często cechująca „mózgowców” od SF, nie występuje tu wcale.

Dziwna to książka, na tle dzisiejszej fantastyki naukowej większość konceptów wydaje się być krokiem wstecz. Nie jest to poziom Petera Wattsa czy Neala Stephensona, bliżej tej powieści do naszego Rafała Kosika. Kilka asów w rękawie autorzy zatrzymują na koniec, by zachęcić do przeczytania następnego tomu. Powieść adresowana jest raczej dla fanów klasycznej SF niż dla fanów Świata Dysku. Być może cierpiący na Alzheimera Pratchett chce tą powieścią pożegnać się z czytelnikami, zanim podda się eutanazji i pożegna się z Ziemią Podstawową. Dlatego tyle w powieści ciepła, melancholii i wiary w ludzkość...

Terry Pratchett, Stephen Baxter, Długa Ziemia. Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz