czwartek, 31 stycznia 2013

W pogoni za zwojami


Czytanie książek takich jak Drugi Mesjasz Glenna Meade’a ma duży walor edukacyjny. Jeśli czytelnik zbytnio przyzwyczai się do literackich rebusów i dziwadeł, to nawet Murakami wyda się niewystarczająco wyrafinowany i wówczas tylko łamańce literackie sprawiają uciechę przegrzanemu umysłowi, czyli jakieś Dukaje i Huberathy. Dobrze jest wtedy sięgnąć po książkę zwyczajną, przeznaczoną dla ludzi szukających w literaturze relaksu, a nie gimnastykowania zwojów mózgowych.

Powieść Meade’a to przykład, dość reprezentatywny zdaje się, literatury czysto rozrywkowej w sensacyjnej konwencji. Pościg goni pościg, trup ściele się regularnie, postacie szlachetne okazują się bad guyami i na odwrót. Zamieszane są w to służby wywiadowcze (w tym Mossad), a także izraelska policja, Beduini, kupcy i badacze starożytnych pergaminów i biedę klepiący archeolodzy.

Trudno nie wspomnieć kontekstu, jakim jest Kod da Vinci Dana Browna, którego Drugi mesjasz naśladuje i fabularnie, i mentalnie. Archeolog Jack Cane znajduje w Qumran zwój mający wstrząsnąć fundamentami chrześcijaństwa, mówiący, jak to z tym Jezusem naprawdę i bez kościelnego ściemniania było. W skrócie – mesjaszy było dwóch, prawdziwy i fałszywy (powtarzam za spoilerującą okładką), którego zatem ukrzyżowano, pozostawiam domyślności czytelnika. Wokół tego zwoju toczy się dynamiczna intryga, najpierw archeolog rusza w pościg za zwojem, potem ruszają za nim, ale i ścigający nie mają lekko, bo służby Izraela i Watykanu zrobią wszystko, by do ujawnienia tajemnicy nie dopuścić, a inni – wręcz przeciwnie. Idą w ruch sztylety i pistolety.

Mniej jest Brownowskich układanek i szyfrów rodem z Indiany Jonesa, więcej za to latania po świecie. Meade nie poprzestaje na budowaniu intrygi, poucza nas bowiem, jak powinien wyglądać Kościół katolicki i dlaczego wygląda niewłaściwie. Otóż, po pierwsze, Kościół jest zbyt bogaty (ludzie głodują! Przez papieża! Kler nic, tylko teologię studiuje w wieży z kości słoniowej!), po drugie zbyt tajny, skrywa przed wiernymi (a zwłaszcza niewiernymi) setki mrocznych sekretów i przydałby się jakiś kościelny IPN do badania zbrodni watykańskich. Nowo wybrany papież z Chicago, przybierający imię Celestyna VI, ma zamiar obu tych rzeczy dokonać, spotykając się z oporem między innymi zabójczego kardynała (już nie mnicha, jak u Browna – przegapiliśmy gangrenę nieprawości toczącą Kościół od wydania Kodu da Vinci). Pozytywną religijnością w powieści jest ta przejawiana przez Jacka Cane’a i nowego papieża, a sprowadza się ona do nieokreślonego poczucia tajemnicy, mglistego przeczucia obecności zmarłych i boskiego pierwiastka w człowieku.

Proponuję, by przed napisaniem kolejnej książki o przygodach Jacka Cana’a autor zamknął się w wieży z kości słoniowej i postudiował trochę tej nieprzydatnej teologii i zrobił solidny research dotyczący historii Kościoła i jego współczesności – może dotrze do niego, że to raczej Kościół, i chrześcijaństwo jest dziś prześladowane, niż na odwrót. Dla porównania można, a nawet trzeba, przeczytać Obóz świętych Jeana Raspaila – tam nowy papież, co to rozdaje bogactwa Watykanu ubogim, zwiększa tylko ich zastępy i walnie  przyczynia się do nadejścia epoki barbarzyństwa.

Glenn Meade, Drugi Mesjasz. Fabryka Słów, Lublin 2013.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz