wtorek, 2 kwietnia 2013

Wojna światów na Krakowskim Przedmieściu



Po epickim Czasie niedokonanym Bronisław Wildstein proponuje nam kryminał z posmoleńskim sporem o krzyż na Krakowskim Przedmieściu w tle. Worldbuilding ten sam, znany już z Doliny nicości (znów pojawia się m.in. „Słowo” Bogatyrowicza) – czyli niby-Polska, ale z kluczem. Ukryty nic nie mówi na temat sensowności bądź nie „zamachowych” teorii – bo też nie o zamach tu chodzi, a o rozliczenie z III RP. Sama historia kryminalna, choć zgrabna, wydaje się być raczej wabikiem na czytelników np. Miłoszewskiego niż najważniejszym i najciekawszym elementem Ukrytego.

Ostrze krytyki wymierzone jest w polski salon pełen układów i układzików, niemoralne autorytety moralne i przymusowe „doganianie” Europy, ideowe, a nie cywilizacyjne. Prokurator ucina śledztwo w sprawie trzech morderstw tylko dlatego, że może ono uderzyć w „wybitnego polskiego artystę”, a przecież wszyscy wiedzą, co wolno wojewodzie. Środowisko artystów czy polityków cechuje gigantyczny cynizm i pogarda dla podludzi – czyli między innymi tych, którzy modlą się pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. Możliwe jest co prawda przewartościowanie etyki dokonane przez pochodzącego z tego środowiska piarowca, Juliana Rosę, zaangażowanego w śledztwo właściwie przypadkiem i z osobistych powodów, ale taki coming-out spotyka się od razu z ostracyzmem otoczenia, podobnie jak najmniejsza oznaka empatii wobec „oszołomów” spod krzyża. Policjant Jerzy Tatar, także zaangażowany w śledztwo, za elementarną i „pozaukładową” uczciwość płaci niemożliwością awansu. Obaj natrafiają na mur niechęci, chcąc dojść do prawdy o morderstwie. W finale odkryją sprawcę, ale ani ci nie zostaną ukarani, ani detektywi nagrodzeni – owo rozwiązanie bardziej jest ukłonem w stronę konwencji i oczekiwań czytelnika, bo satysfakcji bohaterom bynajmniej nie przyniesie. Wychodzi na to, że postpeerelowski system (System?) generuje zło, nieuczciwość i niemoralność w nieporównanie większym stopniu niż Kościół czy korporacje, ale mało kto to dostrzega, bo przecież „jest super, jest super, więc o co ci chodzi”, mamy super prezydenta itd.

Już od jakiegoś czasu tematem, z którym polska literatura powoli się oswaja, jest Smoleńsk; wygląda na to, że temat nie podzieli losu stanu wojennego i trochę o nim powieści i filmów powstanie (a może też komiksów i gier komputerowych). Sama katastrofa jest w Ukrytym obecna tylko w tle, bo rozchodzi się o obudzoną Smoleńskiem „duszę polską” i ducha wspólnoty. „Góra”, „ci źli” tak się owej odrodzonej podmiotowości boją, że rusza akcja propagandowa – należy wszelkimi sposobami zohydzić pamięć o katastrofie. Krzyż na Krakowskim Przedmieściu staje się przestrzenią oblężonego sacrum, które trzeba za wszelką cenę zdyskredytować, sprofanować, ukazać modlących jako najtęższe mohery opętane przez demony patriotyzmu. Pomogą w tym „nasi” biskupi, autorytety moralne i wojewódzkopodobni skandaliści, którzy raz na zawsze wybiją Polakom jakikolwiek patriotyzm z głowy. Spór o krzyż w powieści ukazuje Wildstein jako przełomowy moment w polskiej „wojnie światów”. Mógł też dopowiedzieć, że niestety, druga strona dała się podpuścić i grała w grę, której reguł nie ustalała i zasad nie znała.

Zbrodnia bez kary staje się w powieści modelowym przykładem patologii III RP, a owe patologie to w dużym stopniu efekt cynizmu, nihilizmu, nierozliczonego postkomunizmu i miazmatów różnych nieciekawych ideologii. Można sarkać, pytając, po co powstają takie umoralniające, obrażone na rzeczywistość i przesiąknięte fatalizmem powieści, ale na oficjalną propagandę sukcesu dobra jest każda odtrutka. Choć też trzeba przyznać, że przybierana przez Wildsteina i innych poza obrażonego na świat moralisty i skupianie się na negatywach nie jest czymś, co ma dużą siłę przyciągania niewtajemniczonych w mroczne sprawy III RP.

Po przejściu od „salonowego” kryminału w powieść rozliczeniową, rozprawiającą się z patologiami III RP i ze sterowanym kursem antypatriotycznym, Ukryty przechodzi dalej w pełną żaru obronę ginących europejskich, republikańskich i chrześcijańskich wartości. Albowiem rozchodzi się też tutaj o spór poważniejszy, cywilizacyjny, będący bolączką każdego konserwatysty o sprzeciw wobec "cywilizacji śmierci", polemikę z lewicowym dyskursem, według którego pozbycie się owego moherowego patriotyzmu spod krzyża jest warunkiem doszlusowania Polski do światłej, europejskiej cywilizacji, a patriotycznie nastawieni tubylcy są naszym głównym hamulcowym. Bo przecież od dawna wiadomo, że nie możemy nadrobić cywilizacyjnego opóźnienia przez staruszki z Radia Maryja i faszyzujących patriotów z prowincji.

Być może przez pryzmat własnych lektur zauważam w powieści echa Volkoffa (ukryte montażyki propagandowe), może i Dicka (nierzeczywistość medialnego świata będącego labiryntem zwierciadeł) czy Raspaila (larum nad walącą się Europą, tony prawie katastroficzne i apokaliptyczne). W powieści dyskurs liberalny i lewicowy tak naprawdę wpajany jest wyrafinowanymi i niewidocznymi socjotechnicznymi metodami, natomiast przyjęcie dyskursu konserwatywnego, religijnego, pełnego wymagań to wynik dojrzałości, przemiany wewnętrznej i „postawienia się” otoczeniu; w Ukrytym przechodzą ją co najmniej dwie osoby. Dawne idee tłumaczące rzeczywistość (nazwane w powieści „mitami”) przynajmniej coś ze sobą niosły, w przeciwieństwie do współczesnego kultu „nicości i chaosu” i nieustannego imprezowania, konsumowania itd. Tu przyznam, że trochę polemiki z tak dość jednostronnym dyskursem by nie zaszkodziło, a i w Czasie niedokonanym sylwetki bohaterów nie były tak czarno-białe.

Czy Polacy kupili salonową socjotechnikę, czy doprowadzą do jakiejś republikańskiej kontrrewolucji, czas pokaże (osobiście wątpię, a niektóre starania naszej prawicy mam za przeciwskuteczne). Na szczęście nie grozi nam raczej konserwatyzm rozumiany jako przywiązanie do jakiejś idealnej, konkretnej epoki historycznej, bo historia nas zazwyczaj zbytnio nie pieściła. A prawicowy mit złotego wieku jest równie fikcyjny (i szkodliwy) jak lewicowy mit świetlanej przyszłości, ale o tym, wbrew obawom Krytyki Politycznej, my już dawno wiemy.

Bronisław Wildstein, Ukryty. Zysk i S-ka, Poznań 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz