niedziela, 13 lutego 2011

Alvin Toffler - Szok przyszłości


Książka futurologiczna sprzed czterdziestu lat to prawdziwy rarytas dla miłośników wszelkich gdybań i retrogdybań. Dziwny jest ton tej pozycji, alarmistyczny i entuzjastyczny zarazem.

Alarmistyczny – ponieważ główną tezą książki jest to, że przestaliśmy nadążać za galopującym tempem zmian: człowiek nie może co miesiąc (rok?) dostosowywać się do nowych warunków życia, bo zwariuje. Skutkiem tego będzie przeładowanie psychiki nadmiarem bodźców i nowych wyzwań, na co nie pomoże żaden control-alt-delete.

Entuzjastyczny – bo mimo wszystko postęp technologiczny sprawia, że przyszłość rysuje się w świetlanych barwach. Medycyna przeszczepia serca, a niebawem zacznie głowy i rozumy. Połowa niemowląt nie wędruje już z miejsca do aniołków. W powietrzu śmigają rakiety, samoloty i esemesy. Guglujemy, fejsbukujemy i jutjubimy. Jeśli tylko przejmiemy kontrolę nad przebiegiem zmian, żaden szok przyszłości nam niestraszny.

Cóż, wygląda na to, że przełom lat 60-70 był czasem o wiele bardziej optymistycznym. Toffler rysuje przed nami wspaniałe perspektywy wykorzystywania oceanów (a w dalszej perspektywie przestrzeni kosmicznej) czy niesamowitego zastosowania komputerów. Tak, już wtedy możliwości ówczesnych kalkulatorów wielkości szafy trzydrzwiowej wydawały się wprost nieograniczone.

Niestety, nasz mózg nie wytrzyma tej lawiny nowości – wolimy jednak pewną stałość. By trochę załagodzić taką zbyt gwałtowną adaptację do nowego środowiska, Toffler proponuje nam historyczne enklawy - taki np. świat PRL-u dla chętnych – nie wirtualny, a zrekonstruowany. Pomysł wygląda na ukradziony Dickowi (sławne symulakry tegoż), tyle że opatrzony zdecydowanym znakiem pozytywnym i potraktowany poważnie. Tworzenie takich retrofikcji mam jednak za pomysł dość dziwaczny. Niewątpliwie lubimy uciekać w przeszłość, czego przejawem jest dzisiejsze zainteresowanie różnymi historycznymi światami – międzywojnie, PRL, II wojna światowa czy pseudośredniowieczne fantasy – dla każdego coś miłego. Oczyma wyobraźni widzę utworzenie w Polsce enklaw typu Rywinland czy IV RP… Zastanawiam się, czy fascynacja nieistniejącą przeszłością nie jest aby przejawem większego eskapizmu, niż takie zamiłowanie do science fiction, zajmującej się różnymi przyszłościami niejako z definicji.

Wyczuwalna jest w książce Tofflera pewna amerykańska mentalność – owszem, będzie ciężko, a większość zapewne się nie przystosuje, ale tych, którzy przetrwają, czeka świetlana przyszłość w nowym, wspaniałym świecie. Jeśli czegoś się Toffler boi, to fali irracjonalizmów, technofobii, różnego rodzaju panicznych reakcji na niewiadome jutro. Czyli nowego średniowiecza, o którym tak barwnie i przekonująco pisze Lech Jęczmyk w Trzech końcach historii.

Zatem początkowy alarmistyczny ton książki jest dość mylący, autor to zdecydowany orędownik postępu. Popiera wolność rozwoju cywilizacji i zarazem jego kontrolę, tylko że przez wiele organizacji, a nie jedną – to tak się da? Nie roi łez nad upadkiem tradycyjnej rodziny i pojawieniem się jej nowych modeli w dowolnych konfiguracjach płciowych i nie tylko. Twierdzi, że przestaniemy postrzegać jako zjawiska mniej lub bardziej stałe i niezmienne praktycznie wszystko – rodzinę, pracę, miejsce zamieszkania, kręgi przyjaciół, nawet zainteresowania i poglądy. Wszystko będzie się zmieniać jak w szalonym kołowrocie. Czy miał rację z perspektywy tych czterdziestu lat? Jak zwykle – trochę tak, trochę nie. A może dopiero zaczynamy się rozkręcać...

Co zatem robić? Zahamować postępu już nie można – koszty byłyby niewyobrażalne, a większość problemów cywilizacji można rozwiązać tylko jej metodami. Zaś dalsze zwiększanie tempa spowoduje przegrzanie systemu. Toffler odpowiada – jedźmy, ale trochę zwolnijmy. Tylko posadźmy kogoś na miejscu maszynisty. Najlepiej kilku maszynistów – tylko co będzie, jeśli nie zgodzą się co do celu podróży?

1 komentarz:

  1. Zostałem trzynastym (na psa urok).
    A wszystko przez Tofflera.
    Czytałem go czterdzieści lat temu. No, może mniej, bo tak długo ludzie nie żyją. :)

    "Ciśnienie czasu" - genialny frazeologizm. Nie wiem, czy to dzisiaj ktoś pamięta?

    Pozdrawiam, będę wpadał.

    OdpowiedzUsuń