Książka futurologiczna sprzed czterdziestu lat to prawdziwy rarytas dla miłośników wszelkich gdybań i retrogdybań. Dziwny jest ton tej pozycji, alarmistyczny i entuzjastyczny zarazem.
Alarmistyczny – ponieważ główną tezą książki jest to, że przestaliśmy nadążać za galopującym tempem zmian: człowiek nie może co miesiąc (rok?) dostosowywać się do nowych warunków życia, bo zwariuje. Skutkiem tego będzie przeładowanie psychiki nadmiarem bodźców i nowych wyzwań, na co nie pomoże żaden control-alt-delete.
Entuzjastyczny – bo mimo wszystko postęp technologiczny sprawia, że przyszłość rysuje się w świetlanych barwach. Medycyna przeszczepia serca, a niebawem zacznie głowy i rozumy. Połowa niemowląt nie wędruje już z miejsca do aniołków. W powietrzu śmigają rakiety, samoloty i esemesy. Guglujemy, fejsbukujemy i jutjubimy. Jeśli tylko przejmiemy kontrolę nad przebiegiem zmian, żaden szok przyszłości nam niestraszny.
Cóż, wygląda na to, że przełom lat 60-70 był czasem o wiele bardziej optymistycznym. Toffler rysuje przed nami wspaniałe perspektywy wykorzystywania oceanów (a w dalszej perspektywie przestrzeni kosmicznej) czy niesamowitego zastosowania komputerów. Tak, już wtedy możliwości ówczesnych kalkulatorów wielkości szafy trzydrzwiowej wydawały się wprost nieograniczone.
Niestety, nasz mózg nie wytrzyma tej lawiny nowości – wolimy jednak pewną stałość. By trochę załagodzić taką zbyt gwałtowną adaptację do nowego środowiska, Toffler proponuje nam historyczne enklawy - taki np. świat PRL-u dla chętnych – nie wirtualny, a zrekonstruowany. Pomysł wygląda na ukradziony Dickowi (sławne symulakry tegoż), tyle że opatrzony zdecydowanym znakiem pozytywnym i potraktowany poważnie. Tworzenie takich retrofikcji mam jednak za pomysł dość dziwaczny. Niewątpliwie lubimy uciekać w przeszłość, czego przejawem jest dzisiejsze zainteresowanie różnymi historycznymi światami – międzywojnie, PRL, II wojna światowa czy pseudośredniowieczne fantasy – dla każdego coś miłego. Oczyma wyobraźni widzę utworzenie w Polsce enklaw typu Rywinland czy IV RP… Zastanawiam się, czy fascynacja nieistniejącą przeszłością nie jest aby przejawem większego eskapizmu, niż takie zamiłowanie do science fiction, zajmującej się różnymi przyszłościami niejako z definicji.
Wyczuwalna jest w książce Tofflera pewna amerykańska mentalność – owszem, będzie ciężko, a większość zapewne się nie przystosuje, ale tych, którzy przetrwają, czeka świetlana przyszłość w nowym, wspaniałym świecie. Jeśli czegoś się Toffler boi, to fali irracjonalizmów, technofobii, różnego rodzaju panicznych reakcji na niewiadome jutro. Czyli nowego średniowiecza, o którym tak barwnie i przekonująco pisze Lech Jęczmyk w Trzech końcach historii.
Zatem początkowy alarmistyczny ton książki jest dość mylący, autor to zdecydowany orędownik postępu. Popiera wolność rozwoju cywilizacji i zarazem jego kontrolę, tylko że przez wiele organizacji, a nie jedną – to tak się da? Nie roi łez nad upadkiem tradycyjnej rodziny i pojawieniem się jej nowych modeli w dowolnych konfiguracjach płciowych i nie tylko. Twierdzi, że przestaniemy postrzegać jako zjawiska mniej lub bardziej stałe i niezmienne praktycznie wszystko – rodzinę, pracę, miejsce zamieszkania, kręgi przyjaciół, nawet zainteresowania i poglądy. Wszystko będzie się zmieniać jak w szalonym kołowrocie. Czy miał rację z perspektywy tych czterdziestu lat? Jak zwykle – trochę tak, trochę nie. A może dopiero zaczynamy się rozkręcać...
Co zatem robić? Zahamować postępu już nie można – koszty byłyby niewyobrażalne, a większość problemów cywilizacji można rozwiązać tylko jej metodami. Zaś dalsze zwiększanie tempa spowoduje przegrzanie systemu. Toffler odpowiada – jedźmy, ale trochę zwolnijmy. Tylko posadźmy kogoś na miejscu maszynisty. Najlepiej kilku maszynistów – tylko co będzie, jeśli nie zgodzą się co do celu podróży?
Zostałem trzynastym (na psa urok).
OdpowiedzUsuńA wszystko przez Tofflera.
Czytałem go czterdzieści lat temu. No, może mniej, bo tak długo ludzie nie żyją. :)
"Ciśnienie czasu" - genialny frazeologizm. Nie wiem, czy to dzisiaj ktoś pamięta?
Pozdrawiam, będę wpadał.